Szereg przesądnych zachowań wykonujemy niekoniecznie wierząc w ich magiczną moc. Przesądy towarzyszą nam od dziecka i aby uwierzyć w ich prawdziwość, często wystarczy jeden przypadek, który je potwierdził. Zdaniem naukowców, przesądy powstały w czasach, gdy nasi przodkowie nie mogli zrozumieć niektórych zjawisk naturalnych, gdy
Sennik – śmierć bliskiej osoby. Jak to interpretować? Opublikowany w 19 października, Dlaczego wiele osób wierzy w przesądy cmentarne? Dowiedz się więcej!
Ciągle ktoś odpukuje w niemalowane, nie wita się przez próg, nie daje ostrych przedmiotów w prezencie. Zabobony towarzyszą nam codziennie. Najwięcej z nich ma odsunąć od nas śmierć.
Sowa, pani śmierci i złych mocy. W Egipcie, Chinach, Indiach, Japonii, krajach Ameryki Północnej i Środkowej sowa była postrzegana jako symbol śmierci, a jej pojawienie się zapowiadało zgon. W kulturze etruskiej była atrybutem boga ciemności. Z kolei Arabowie byli przekonani, że niszczy wszystko to, co dobre, wartościowe i
Tragiczna śmierć 15-letniego piłkarza. Matka odnalazła jego ciało w pokoju. Nie żyje Unax Garcia. 15-letni hiszpański piłkarz został znaleziony martwy we własnym pokoju w sobotę, 25
W Szkocji wierzono, iż obcy czarny kot, siedzący na ganku przyniesie niepowodzenie. W Irlandii przesąd o czarnym kocie przebiegającym drogę nieco się rozrósł - kot miał przebywać drogę w blasku księżyca, co oznaczało śmierć podczas epidemii. We Włoszech zaś wierzono, że czarny zwierzak, który leży na łożu chorego oznacza
aZ0TJ. Przesądy pogrzebowe były w Polsce obecne od samego początku naszej państwowości. Ich wielowiekowa tradycja pokazuje, jak potężnym szacunkiem otaczano śmierć i umieranie, a także daje nam pewien wgląd w mentalność ludzi minionych epok. Trudno zresztą zaprzeczyć, że część dawnych wierzeń przetrwała do czasów współczesnych. Chociaż traktujemy je dziś z pewnym przymrużeniem oka, nadal przecież odrobinę wierzymy w ich zasadność. Zabobony pogrzebowe Według definicji słownikowej, przesąd to wiara w tajemnicze, nadprzyrodzone związki między różnymi zjawiskami. Najprościej rzecz ujmując, owa wiara opiera się na przeświadczeniu, że konkretne rzeczy lub zdarzenia mogą być dla nas szczęśliwe albo pechowe. Sporo polskich zabobonów wiąże się bezpośrednio z zagadnieniem śmierci i pochówku. Trudno się temu dziwić: nie istnieje chyba żaden inny temat, który otaczałoby równie wiele przemilczeń, a zarazem zawiłych dociekań. Niezależnie od posiadanego wykształcenia czy statusu materialnego, ludzie – zwłaszcza starsi – wyrażają się o śmierci z szacunkiem i powściągliwością. Zabobony i przesądy pogrzebowe w Polsce miewają nierzadko charakter lokalny: znają je wyłącznie mieszkańcy konkretnego regionu, zaś w innych częściach kraju nie są praktykowane. Istnieje jednak również wiele tradycji ogólnopolskich, które z pewnością warto ocalać od zapomnienia. Pozwalają bowiem na zachowywanie istotnych zrębów naszej kultury. Od śmierci do pochówku Przesądy pogrzebowe towarzyszyły w przeszłości właściwie każdemu aspektowi pochówku. A mówiąc jeszcze dokładniej, zaznaczały swoją obecność nawet przed zgonem danej osoby. Tuż przed śmiercią wkładano jej do rąk gromnicę, czyli świecę, która była zapalana po raz pierwszy w momencie chrztu. Zgodnie z ludowymi wierzeniami, gromnica miała teraz oświetlać zmarłemu drogę do nieba. Samą chwilę śmierci uważano za czas bardzo szczególny – i to nie tylko dla krewnych. Jeśli umierał mieszkaniec wsi, budzono wszystkich jego sąsiadów, a nawet zwierzęta domowe i gospodarskie. Istniało silne przekonanie o “zaraźliwości” odchodzenia: nieboszczyk mógł chcieć zabrać ze sobą dusze tych, którzy byli akurat pogrążeni we śnie. Właśnie dlatego w takich chwilach zalecano bezwzględne czuwanie. Z kolei tuż po śmierci nieszczęśnika członkowie jego rodziny zasłaniali wszystkie lustra i inne powierzchnie dające odbicie. Dzięki temu zyskiwano pewność, że dusza zmarłego uniknie pokusy pozostania w domu i spokojnie odejdzie do wieczności. Zakryciu luster towarzyszyło zatrzymanie wszystkich zegarów; można je było ponownie puścić w ruch dopiero po pogrzebie. Pokutował bowiem pogląd, że tylko w taki sposób da się przechytrzyć kostuchę, czającą się w tym konkretnym czasie na nowe ofiary. Zmarłego zawsze wynoszono w trumnie nogami do przodu. Samą trumną należało natomiast trzykrotnie uderzyć o próg drzwi wejściowych, wypowiadając tradycyjną formułę: Duszo, opuść te progi, przez które przeszły twoje nogi! Takie postępowanie pomagało ponoć nieboszczykowi rozstać się z rodzinnymi stronami. Szeroko rozpowszechnione było przeświadczenie, że pogrzeb powinien się odbyć przed najbliższą niedzielą. Jeśli zmarły przeleżał ten dzień niepochowany, ściągało to niebezpieczeństwo na całą lokalną społeczność. Mógł bowiem zwabić za sobą na tamten świat jeszcze więcej osób. Sny o pogrzebach Sny o pogrzebach do dzisiaj stanowią przedmiot roztrząsań. Przyjmuje się, że jeśli śnimy o naszym własnym pochówku, zwiastuje to nam długie i dostatnie życie. Ale już sen o pogrzebie przyjaciela nie jest niczym dobrym: prawdopodobnie niedługo popadniemy z tą osobą w poważny konflikt. Poznaj: Przesądy ślubne: miesiąc z r, bukiet ślubny z kalii, suknia ślubna i inne Przesądy związane z ubraniem zmarłego Przygotowanie zwłok do pochówku zawsze uchodziło w tradycji ludowej za rzecz najwyższej wagi. Myciem ciała zmarłego powinny się zająć jego dzieci: córka powinna obmyć matkę, a syn ojca. Obowiązek ten mógł ewentualnie wypełnić także współmałżonek lub – w wyjątkowych sytuacjach – inny bliski krewny. Panny i kawalerowie ubierani byli do trumny w stroje ślubne. Osoby w starszym wieku miały na sobie ciemne suknie bądź garnitury. W każdym wypadku dokładano starań, aby wybierać odzież estetyczną i godnie się prezentującą. Powinna być zupełnie nowa, uszyta specjalnie na tę smutną okazję. Pracujący nad nią krawiec zwracał baczną uwagę, by unikać pozostawiania w tkaninie jakichkolwiek supełków. Symbolizowały one wszak – jak głosiły przesądy pogrzebowe – zapętlenie duszy w ziemskie sprawy. Sprawdź: Przesądy wigilijne w Polsce: dodatkowe nakrycie, łuska karpia, majtki i inne Przesądy pogrzebowe w ciąży Ciekawym zagadnieniem okazują się też np. przesądy pogrzebowe w ciąży. Jak wiadomo, kobiety w tym stanie powinny szczególnie dbać zarówno o swoją kondycję fizyczną, jak i emocjonalną. Dawniej powszechnie wierzono, iż uczestnictwo przyszłej matki w czyimś pogrzebie grozi zgonem jej nienarodzonego potomka. Według innej wersji, groźne dla ciężarnej miało się okazać nie tyle przebywanie na ceremonii pogrzebowej, ile raczej wpatrywanie się w oblicze zmarłego. Jego trumienny wyraz twarzy mógł bowiem zaważyć na wyglądzie dziecka przebywającego w łonie kobiety. Zobacz też: Urodzeni w czwartek – Jakie są osoby urodzone w czwartek? Przesądy pogrzebowe – kwiaty Kwiaty już od zarania dziejów symbolizowały rozkwit, przynosiły więc ludziom nadzieję. Z tego powodu, począwszy od starożytności, ozdabiano nimi świątynie, pomniki i królewskie pałace. Tradycja funeralna idzie nawet o krok dalej, widząc w kwiatach symbol Raju, który czeka na duszę po śmierci. Ich obecność na grobach stanowi wyraz szacunku dla zmarłych. Nasi przodkowie lubili przynosić na cmentarz rośliny zerwane w przydomowym ogródku. Należały do nich: irysy,słoneczniki,maki,bratki. Istnieje jednocześnie sporo przesądów związanych z kwiatami. W dawnej Polsce wierzono na przykład, że wrzucanie ich do otwartej trumny ściągnie na nas samych rychłą śmierć. Kwiatów nie wolno było także gubić w drodze na uroczystość pogrzebową. Pod żadnym pozorem nie należało ich wynosić z cmentarza – taką kradzież przypłacano życiem. Sprawdź: Znaczenie godzin – co oznaczają lustrzane godziny i równe godziny? Przesądy pogrzebowe – znicze Zapalanie zniczy na grobach bliskich symbolizuje wiarę w życie wieczne. Te same znicze bywały jednak w przeszłości obiektem zabobonów. Unikano np. rozpalania ich zapalniczką używaną na co dzień – mogło to spowodować poważne życiowe komplikacje. Znicza nie należało również stawiać na grobie bezpośrednio po ceremonii pogrzebowej. Przynosiło to pecha całej rodzinie nieboszczyka.
1/3 Przeglądaj galerię za pomocą strzałek na klawiaturze Przesuń zdjęcie palcem fot. Leah Kelley / Przesądy ślubne często są przypominane parom młodym podczas ślubnej uroczystości. Niektóre zabobony ślubne stają się wręcz tematem przewodnim weselnego przyjęcia. Zobacz równieżPolecamy
0 A A 30 lipca 2022 17:00 (fot. materiały promocyjne) Filharmonia Lubelska zorganizuje kolejny koncert w Kaplicy Muzeum Zamoyskich w Kozłówce w ramach cyklu "Józef Wieniawski w 110. rocznicę śmierci". W sobotę, 30 lipca o godz. 17 w Kozłówce wystąpi Lubelski Kwartet Kameralny. Szanowny Czytelniku! Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock). Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego. Kliknij tutaj, aby zaakceptować - Historia współczesnego klarnetu nie jest długa. Powstał na przełomie XVII i XVIII wieku i bardzo szybko opanował największe sale koncertowe, stając się jednym z głównych instrumentów orkiestry. Za sprawą licznych romantycznych wirtuozów jego popularność jeszcze wzrosła, a w XX wieku stał się także istotny w muzyce rozrywkowej i jazzie – opowiada Alina repertuarze nadchodzącego koncertu znajdą się kompozycje Józefa Wieniawskiego, Handla, Dvoraka i Straussa. Na scenie wystąpi Lubelski Kwartet Klarnetowy w składzie: Anna Gut, Piotr Zawadzki, Krzysztof Rogowski i Dariusz Dąbrowski. Bilety dostępne tylko w kasie Filharmonii Lubelskiej oraz online. Dyrektor szpitala dostał 106 tysięcy złotych nagrody Aż 106 tys. zł rocznej nagrody dostał od starosty dyrektor SPZOZ w Łukowie Mariusz Furlepa. Szpital wprawdzie skończył 2021 rok na plusie, jednak przewiduje, że ten zakończy wysoką stratą. Ale starosta tłumaczy, że dyrektor na nagrodę jak najbardziej zasłużył. Pozostali pracownicy o nagrodach rocznych mogli tylko pomarzyć. Pogoń Łaszczówka przygotowuje się do startu Keeza zamojskiej klasy okręgowej Pogoń 96 Łaszczówka po udanej rundzie wiosennej chce pójść za ciosem i w pierwszej części kolejnego sezonu również regularnie zdobywać punkty. Kibice mają powody do optymizmu, bo wyniki przedsezonowych gier wskazują, że drużyna zmierza w dobrym kierunku Za ciężka noga. Dwaj kierowcy stracili prawo jazdy Dwaj kierowcy stracili prawo jazdy za zbyt dużą prędkość w terenie zabudowanym. Spektakl "Zemsta" w Muzeum Wsi Lubelskiej Teatr Komedia wystawi w lubelskim Skansenie spektakl "Zemsta" w reżyserii Macieja Luśni. Przedstawienie będzie można zobaczyć 5 sierpnia o godz. 16. Lubelskie obchody 78. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego O godzinie 17 rozbrzmiały syreny. Potem był jeszcze koncert pieśni patriotycznych na placu Litewskim. Tak w Lublinie obchodziliśmy 78. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Ta zima zmrozi nas rachunkami. Spółdzielnie mieszkaniowe już liczą, o ile podwyższą Pan Paweł ma mieszkanie na Czechowie w Lublinie. Płaci za nie co miesiąc ok. 600 złotych. – Ostatnio opłaty wzrosły o około 20 zł – przyznaje. Ale z takim czynszem może powoli się żegnać: bo podwyżki w jego spółdzielni, i wielu innych, są pewne jak dwie rzeczy na tym świecie – śmierć i podatki Pierwsza strona Dziennika Wschodniego z 2 sierpnia 2022 r. Owce już na wypasie w Janowcu. Mają ważne zadanie Zgodnie z zapowiedziami, na terenie zespołu zamkowo-parkowego w Janowcu pojawiło się stado owiec. Zwierzęta mają przyczynić się do zachowania bioróżnorodności południowego stoku oraz wzbogacić lokalny krajobraz. 3. Lubliner Festiwal. Wypełniają kulturową pustkę. Program koncertów i wydarzeń Tango i klezmerzy. Warsztaty tańca i samoobrony. 3. Lubliner Festiwal to 52 różne wydarzenia. Na wszystkie będzie obowiązywał wstęp wolny. Wakacje w Lublinie. W tych miejscach wciąż można zrobić coś ciekawego Są jeszcze wolne miejsca na zajęciach organizowanych dla dzieci i młodzieży spędzających wakacje w Lublinie. To oferta również dla rodzin z Ukrainy. Dlaczego lubelscy politycy PiS unikają rozmów o problemach zdrowia? Lekarz opisuje jak próbował się z nimi spotkać – Jestem zbulwersowany postawą parlamentarzystów PiS, tym bardziej że są z mojej opcji politycznej – nie ukrywa Ryszard Siwek, chirurg dziecięcy z Lublina z 40-letnim stażem, autor listu do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Lekarz od ponad roku próbował umówić się na spotkanie w którymś z lubelskich biur poselskich rządzącej partii. – W moim zawodzie problemy służby zdrowia skupiają się jak w soczewce i chciałem nimi zainteresować naszych posłów. Rekordem była szybka, bo w ciągu 6 dni, odpowiedź senatora Jacka Burego (Polska 2050 - red.), który przyjął mnie osobiście i przynajmniej wysłuchał. A później będzie tak, że posłowie obudzą się za pięć 12, kiedy zacznie się kampania wyborcza, a potem znów zapomną o swoich wyborcach. Tak jest na dachu w centrum Lublina. Będzie trochę inaczej Centrum Spotkania Kultur szykuje się do remontu łąki zlokalizowanej na dwóch poziomach dachu budynku przy pl. Teatralnym. Jeszcze w tym roku mają się tu pojawić nowe pomosty i roślinność. W Lublinie wielkie sprzątanie po wyścigu i festiwalu Śródmiejskie ulice usłane były w poniedziałek resztkami plastikowych opasek, którymi łączono bariery wygradzające trasę wyścigu kolarskiego Tour de Pologne. Ekipy techniczne organizatora wyścigu, do którego organizacji miasto dokłada 325 tys. zł, błyskawicznie zdemontowały barierki, pozostawiły jednak fragmenty trytytek. Tutaj będzie nowa siedziba Teatru Andersena. Sam projekt ma kosztować ponad 4 miliony Niemal 4,2 mln zł wydadzą władze Lublina na projekt przebudowy Domu Kultury Kolejarza, który ma być siedzibą Teatru Andersena. Projektowaniem zajmie się, co ogłosił w poniedziałek Ratusz, poznańska firma Sound&Space. Dostanie na to półtora roku. Po siedmiu latach i 43 terminach córka byłej posłanki usłyszała w końcu wyrok Ten proces zaczął się w 2015 roku, a dotyczył wydarzeń sprzed 11 lat. Kolejne rozprawy nie odbywały się a to przez ból zęba, a to przez traumę po pobycie w celi. Ale w końcu dziś dwie kobiety oskarżone o przywłaszczenie znacznej kwoty zostały skazane przez Sąd Okręgowy w Lublinie na kary więzienia. Ale wciąż mogą odwołać się od wyroku.
Jak ustaliło rodzina zmarłego profesora Mariana Zembali w informacji o pogrzebie skierowanej mailowo do pracowników Śląskiego Centrum Chorób Serca przekazała, że nie życzy sobie obecności na pogrzebie nowego tymczasowego dyrektora prof. Piotra Przybyłowskiego, następcy legendarnego kardiologa i jednej z pielęgniarek. - Czują do nich wielki żal - słyszymy od współpracowników profesora. Rodzina dała do zrozumienia, że nie życzy sobie obecności na pożegnaniu legendarnego kardiologa nowego dyrektora Śląskiego Centrum Chorób Serca, prof. Piotra Przybyłowicza i jego bliskiej współpracowniczki, szefowej pielęgniarek w szpitalu mgr Parys w mailu skierowanym do pracowników szpitala."Jako rodzina zmarłego na tejże uroczystości nie życzymy sobie obecności Prof. Piotra Przybyłowskiego i Mgr Moniki Parys" - czytamy w wiadomości wysłanej w czwartek rano. "Prosimy, by Śląskie Centrum Chorób Serca w Zabrzu reprezentowane było przez jego Twórców i Założycieli: Prof. Mariana Gąsiora, Prof. Zbigniewa Kalarusa, Prof. Lecha Poloskiego, Mgr Bożenę Dudę oraz mgr. Urszulę Gąsior" - czytamy w mailu podpisanym przez "Pogrążoną w bólu Rodzinę", do którego dotarło Na początku tygodnia, decyzją Ministerstwa Zdrowia został on mianowany na następcę profesora. Jak wskazują nasi rozmówcy, bliscy profesora uważają, że w ostatnich miesiącach jego życia trwała walka, by pozbyć się syna byłego ministra zdrowia. Prof Michał Zembala nie komentuje sprawy i odmówił rozmowy z na zmarłegoWspółpracownicy dyrektora Zembali, jego uczniowie, politycy, aktywiści i liczne grono jego pacjentów do dziś są w szoku, że profesor mógł zdecydować się na ostateczny krok. W sobotę 26 marca ma się odbyć jego pogrzeb. Początkowo życzeniem rodziny było, by odbył się skromnie i w gronie najbliższych. Jednak w związku z tym, że hołd profesorowi chcą oddać przedstawiciele władz kościelnych i państwowych, zorganizowano mszę w Archikatedrze pod wezwaniem Chrystusa Króla w Katowicach. Uroczystość pożegnania odbędzie o godzinie 10. Wybitny kardiochirurg został znaleziony w basenie w swoim domu w sobotę 19 marca. Media szybko obiegła informacja, że zostawił list, ale jego treści nie ujawniono. Śledztwo w sprawie jego śmierci wszczęła tarnowska prokuratura. Media informowały, że profesor Marian Zembala zostawił list, w którym miał pisać, że nie chce być ciężarem. Jak ustaliło jednak w liście jest też jednak wzmianka, która wskazuje, że wpływ na profesora miała sytuacja w kierowanym przez niego szpitalu. Zmarły w liście miał napisać, że "postawiono mu ultimatum" i zażądano, by pozbył się syna, którego uważał za nawet wybitniejszego lekarza od Profesor czuł się zaszczuty i osaczony – mówi nam jeden z pracowników szpitala i ujawnia, że wokół profesora przez ostatnie miesiące narastała presja, by odszedł ze stanowiska. Oskarżano go o to, że foruje na swojego następcę swojego syna, również wybitnego kardiologa profesora Michała Marian Zembala zdjęty ze stronyOd poniedziałku w szpitalu nastał nowy dyrektor. Na nasze pytania o to, w jakim trybie go wyłoniono, Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało Z uwagi na konieczność zapewnienia niezakłóconego i prawidłowego funkcjonowania tej jednostki, Minister Zdrowia skorzystał z przysługujących mu kompetencji i z dniem 23 marca 2022 r. wyznaczył Pana prof. dr hab. n. med. Piotra Przybyłowskiego do pełnienia obowiązków Dyrektora Naczelnego – czytamy w odpowiedzi. Podkreślono, że profesor Przybyłowski ma status pełniącego obowiązki dyrektora i będzie pełnił funkcję maksymalnie 6 miesięcy. Jedną z jego pierwszych decyzji była zmiana na stronie ŚCCS, gdzie z sekcji władze usunięto już zdjęcie profesora Mariana Zembali i zastąpiono je zdjęciem Przybyłowskiego. Taki pośpiech wzbudził u części personelu mieszane Wielu lekarzy i pracowników personelu jest wciąż w szoku po tym, co się stało. Można było przynajmniej poczekać do pogrzebu – słyszymy od wieloletnich współpracowników profesora Mariana naszych ustaleń w ŚCCS od przeszło dwóch lat wśród kadry kierowniczej szpitala trwał spór. Wpływ na kondycję psychiczną 72-letniego kardiochirurga, jednego z asystentów przy operacji serca przeprowadzonej przez prof. Zbigniewa Religę miały mieć oskarżenia jego syna o to, że Klinika, którą zarządzał, ma przynosić szpitalowi straty. Były minister zdrowia długo starał się doprowadzić do pogodzenia zwaśnionych grup w szpitalu, ale w końcu szala przeważyła się na stronę oponentów syna. Pod koniec tygodnia został on usunięty z funkcji szefa kliniki kardiologii. Bezpośrednio po tym zdarzeniu profesor miał się załamać i pożegnać się z pracownikami szpitala, „jakby miał już nie wrócić” – słyszymy od pracownika przeciwko synowi Zembali?Według naszych ustaleń spór w szpitalu, którym zamartwiał się profesor Marian Zembala, dotyczył pracy kliniki, którą zarządzał jego syn prof. Michał Zembala. Zarzucano mu, że jego klinika przynosi straty szpitalowi, ale niewykluczone, że odpowiedzialność za to spoczywała na administracji rozliczającej się z NFZ. W piątek 18 marca prof. Michał Zembala otrzymał wypowiedzenie z funkcji koordynatora kardiochirurgii w SCCS, co bardzo osobiście odebrał legendarny lekarz. Dzień później rodzina znalazła go martwego. Prokuratura wszczęła rutynowe w takich sytuacjach śledztwo na podstawie art. 191 KK. Przepis ten mówi, że "kto namową lub przez udzielenie pomocy doprowadza człowieka do targnięcia się na własne życie, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".- Nic nie wskazuje, żeby ktoś pomógł panu profesorowi targnąć się na własne życie - podkreśliła prok. Anna Szymocha-Żak z Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach. Rodzina na razie nie komentuje
Szczegóły Kategoria: Kultura i tradycje ludowe Śmierć towarzyszy ludziom od momentu narodzin. Jako zjawisko nieodwracalne i ostateczne zazwyczaj wzbudza lęk i niepokój. Jednak w przeszłości, zwłaszcza na wsi była wydarzeniem, które miało swój głęboki sens. Związane w nią obrzędy i rytuały zbliżały zarówno rodzinę, jak i bliskich oraz dalszych sąsiadów. Śmierć obligowała do szczególnych zachowań, okazywania smutku, powagi, współczucia, szacunku, a także pomocy i wparcia moralnego dla dotkniętej nieszczęściem rodziny. Dawne wierzenia i baśnie ludowe głosiły, że śmierć ukazuje się ludziom w ostatniej godzinie ich życia. Podchodzi do łóżka umierającego i wpatruje się w niego, póki ten nie umrze. Jeśli stanie u wezgłowia - chory ma jeszcze szansę na odroczenie wyroku, jeśli w nogach – jego żywot na ziemskim padole można uznać za zakończony. Powszechna była też świadomość nieuchronności tego zdarzenia. Śmierć przychodziła po każdego bez względu na pochodzenie, stopień zamożności czy wykształcenie. Wyobrażenia ludowe o ludzkiej postaci śmierci koncentrują się głównie wokół wizerunku kościotrupa z kosą, lub też kobiety z kosą. W niektórych regionach wierzono, że przybiera ona wizerunek zwyczajnej, nikomu nie znanej, wiejskiej niewiasty, której nagłe pojawienie się we wsi zawsze wróżyło czyjąś rychłe odejście. Śmierć zawsze przybywała ze świata zewnętrznego, jednak, aby przedostać się do ludzkiej rzeczywistości musiała przekroczyć pewną granicę, którą najczęściej była woda. Do tego celu potrzebowała pomocy żywej osoby – mężczyzny, który przenosił ją przez nieosiągalne dla niej progi. Zapłatą za tę przysługę była obietnica długiego życia lub umowa dotycząca wyrokowania o losach chorego. Zwiastuny śmierci W dawnej tradycji ludowej, w zależności od regionu, funkcjonowały pewne sygnały oznaczające zbliżającej się śmierci. Wiele z nich miało silny związek z przyrodą. Wierzono, że wyjący pies, który ma głowę skierowaną ku ziemi widzi śmierć. Podobnie interpretowano niepokój koni w gospodarstwie, pojawiające się w pobliżu domostwa kretowiska czy nocne nawoływania puszczyka i sowy. Oznak rychłego odejścia z ziemskiego padołu dopatrywano się także w zaprzęgu konnym wiozącym księdza do chorego. Jeśli konie ciągnące powóz były niespokojne, konający nie miał już szans na powrót do zdrowia. Z kolei, gdy karawan ze zmarłym zatrzymał się na jakiś czas przed danym obejściem, wróżyło to zgon jednego z domowników. W wierzeniach ludowych życie człowieka porównywano do roślin, dlatego nagłe więdnięcie kwiatów czy usychanie drzew uznawano za zły omen. Również w zjawiskach atmosferycznych doszukiwano się oznak zbliżającej się śmierci – spadająca z nieba gwiazda była kojarzona z odejściem osoby, której była przypisana. Dym gasnącej gromnicy podczas sakramentu chorych, unoszący się ku górze, zwiastował szybki powrót do zdrowia, a opadający w dół, wskazywał na zbliżającą się śmierć. Zgaśnięcie płomienia świecy podczas mszy żałobnej oznaczało bliski zgon kolejnego członka rodziny. Wiele symboli zapowiadających śmierć było związanych z nietypowymi wydarzeniami w życiu codziennym. Tajemnicze dźwięki, hałasy w domu i obejściu – płacz słyszany w nocy, pukanie w okna i ściany, trzaskanie drzwi, skrzypienie podłóg, spadanie naczyń z półek, obrazów ze ścian, pękanie luster, szyb, wazonów – wszystkie te znaki były kojarzone z nadchodzącym nieszczęściem. Ludowe zwyczaje pośmiertne Powszechnie wierzono, że tylko śmierć we własnym domu, w obecności najbliższych członków rodziny była godna. Natomiast zgon w innym miejscu naruszał majestat tego wydarzenia oraz zakłócał porządek zwyczajów i ceremonii z nim związanych. Odwiedzanie ciężko chorych i konających, czuwanie przy zmarłych i udział w uroczystościach pogrzebowych należało do obowiązków ostatniej posługi. Uważano, że przy śmiertelnym łożu stoją anioł i diabeł i targują się o duszę umierającego człowieka. Długa i ciężka agonia była uznawana za następstwo grzesznego życia, niewyrównanych rachunków z Bogiem i ludźmi, lub przekleństwa złych czarów, zadanych uroków i innych diabelskich zakusów. Konającemu wkładano do rąk zapaloną i poświęconą w kościele gromnicę – symbol pojednania z Bogiem i światłości wiekuistej. Wyciągano mu spod głowy poduszki i zdejmowano pierzynę. Powszechny był bowiem przesąd, że pióra i puch nie pozwalają umrzeć, ponieważ chory nie chce zrezygnować z ziemskich wygód. Wierzono także, że pióra mogą się stać schronieniem dla opuszczającej ciało duszy, ewentualnie utrudniać jej powrót do martwego ciała. Z tego samego powodu poduszka znajdująca się w trumnie nigdy nie była wypełniona pierzem tylko trocinami. Z innych praktyk ułatwiających odejście z ziemskiego padołu stosowano także: przykrywanie ciała częścią ślubnej garderoby lub płócienną płachtą, którą wcześniej okrywano innego nieboszczyka, układanie ciała na klepisku lub gołych deskach oraz wyciąganie chorego z łóżka, by mógł bosymi stopami dotknąć podłogi, wierząc, że w zetknięciu z nią nogi stracą siłę, która jeszcze trzyma go przy życiu. W izbie, w której leżał umierający otwierano szeroko okna, a niekiedy wybijano nawet otwór w suficie nad łóżkiem, aby uchodząca z ciała dusza mogła bez przeszkód ulecieć w zaświaty. Jeśli śmierć nastąpiła w nocy obyczaj nakazywał zbudzenie wszystkich domowników, a także obecnych w gospodarstwie zwierząt, ponieważ podczas snu błąkające się dusze mogły podążyć za zmarłym. Uważano też, że sen w pobliżu zwłok może wywołać śmiertelną chorobę. Przygotowaniem ciała do pochówku zajmowała się zazwyczaj starsza, doświadczona osoba, która przy pomocy sąsiadów myła i ubierała zmarłego. Bliższa i dalsza rodzina nie dotykała zwłok, ponieważ wierzono, że zmarły może pociągnąć ich ze sobą na tamten świat. W całej Polsce zabobonnie obawiano się otwartych oczu i spojrzenia nieboszczyka, który mógł wypatrzeć kolejną ofiarę, dlatego bardzo ważnym zabiegiem było ich zamknięcie. Dodatkowo na powiekach kładziono monety, kamyki lub skorupy glinianych naczyń. Równie starannie zamykano zmarłemu usta, aby dusza nie mogła wrócić do ciała. Zwyczaje i przesądy pogrzebowe dotyczyły także stroju. Powszechnie znanym i stosowanym ubiorem trumiennym była długa biała lniana koszula oraz płachta płócienna, tzw. całun. Zalecano, aby wszystkie elementy stroju były uszyte z nowego materiału, pozbawione dziur, aby nie spowodować „dziury w rodzinie”, czyli śmierci jednego z jej członków oraz supełków i szwów, aby nie uwięzić duszy i nie uwierać zmarłego w grobie. Pod koniec XIX wieku zmarłych zaczęto ubierać w odświętne ubrania, najczęściej nowe. Dziewczęta i młodych chłopców, narzeczonych i nowożeńców odziewano w stroje ślubne lub ubrania drużby weselnej. Zmarłym pannom rozpuszczano włosy i zakładano białe suknie, natomiast kobietom zamężnym wyjmowano z uszu kolczyki, aby „nie czepiały się ich w grobie” oraz zdejmowano obrączki, „żeby nie pociągnęły do grobu małżonka”. Do trumny wkładano ziele poświęcone na Boże Ciało lub w Święto Matki Boskiej Zielnej, aby uchronić zmarłego przed diabelskimi zakusami i przeprowadzić go bezpiecznie na tamten świat. Czasami do trumny wkładano chleb, aby zmarły mógł się posilić w drodze do wieczności oraz drobne przedmioty, które lubił za życia: fajkę, tabakierkę, przybory do szycia, karty do gry, a nawet butelkę wódki, aby nie musiał wracać i upominać się o nie. W domu, gdzie nastąpiła śmierć, a zwłaszcza w pomieszczeniu, w którym znajdowała się trumna, przykrywano lustra, aby na tafli lustrzanej nie utrwaliło się odbicie zmarłego i zatrzymywano zegary, aby zmarłemu – dla którego czas ziemski dobiegł już końca – nie zakłócać ciszy i spokoju. Zasłaniano też okna, ponieważ powszechny był wówczas przesąd, że jeśli ktoś zajrzy przez okno i zobaczy nieboszczyka niebawem sam umrze. Z izby, w której złożone było ciało, usuwano wszelkie jadło i napoje, aby nie uległy skażeniu, a także wynoszono wszelkie poświęcone zioła, aby nie straciły swej mocy. Do dnia pogrzebu nie wykonywano też niektórych prac domowych, a przede wszystkim nie przygotowywano posiłków i nie czerpano wody ze studni. Zabronione było też szycie, przędzenie, zamiatanie i mielenie w żarnach. Wśród ludowych rytuałów związanych ze śmiercią funkcjonowały też takie, które miały zapobiegać powrotowi zmarłego na ziemię. W związku z tym w niektórych regionach wsypywano do trumny mak, aby zmarły zajął się liczeniem ziarenek i nie myślał o powrocie do świata żywych, odwracano sprzęty domowe, aby uniemożliwić duszy powrót do martwego ciała oraz otwierano okna, drzwi, szafy, aby dusza bez przeszkód mogła opuścić ten świat. Mężczyźni, którzy wynosili trumnę z domu, na znak pożegnania, trzy razy uderzali nogą o próg. Przygotowania do pogrzebu Gdy wszystkie przygotowania zostały już zakończone przystępowano do kolejnych pośmiertnych ceremonii: nawiedzenia zmarłego i czuwania przy zwłokach przez trzy doby, zwanego pustymi nocami. W całej Polsce wierzono, że dusza zmarłego nie od razu odchodzi ze świata, lecz do dnia pogrzebu przebywa w okolicy ciała, szukając właściwej drogi w zaświaty. Niekiedy doznaje pokusy i wraca do martwego ciała, które nie zostanie wskrzeszone, ale przeobraża się w najbardziej przerażającą i groźną istotę – żywego trupa, upiora. Wierzono, że modlitwa i nocne czuwanie ułatwia zmarłemu spokojne odejście do wieczności. Podczas czuwania pocieszano rodzinę, rozmawiano o chorobie nieboszczyka, jego ostatnich godzinach życia, wychwalano jego zalety. Obyczaj zabraniał bowiem źle mówić o zmarłych, nawet o tych, którzy nie zapisali się dobrze w ludzkiej pamięci. Należało wybaczyć i zapomnieć o urazach, aby w momencie własnej śmierci doświadczyć miłosierdzia Bożego i odpuszczenia grzechów. Uważano, że nieboszczyk słysząc pochwały na swój temat odejdzie zadowolony i nie będzie straszyć zza grobu. Podczas nocnych czuwań przy trumnie paliły się świece. Pilnowano, aby nikt z modlących się nie zasnął, ponieważ wierzono, że podczas snu dusza może na krótki czas wyjść z ciała i jeśli spotka się z duszą nieboszczyka musi opuścić świat żywych. Nieodłączną częścią pośmiertnych i pogrzebowych celebracji było opłakiwanie zmarłych. Rytualnych aktów rozpaczy oczekiwano przede wszystkim od kobiet spokrewnionych z nieboszczykiem, od wdów, córek, sióstr, a także od wynajętych płaczek, które w wielu regionach jeszcze na przełomie XIX i XX wieku za pieniądze, żywność, len i wełnę, opłakiwały zmarłego oraz uczestniczyły w nocnym czuwaniu. Według polskich wierzeń ludowych płacz i modlitwa żywych sprawiają, że pokuta zmarłego nie będzie zbyt sroga i szybko doświadczy on odkupienia. Obyczaj ten miał jednak pewne ograniczenia. Nie wolno było płakać podczas agonii, bo to mogło wydłużyć mękę konającego, jak również podczas szycia ubioru do trumny, ponieważ mokry strój byłby niewygodny dla nieboszczyka. Uważano też, że skrapianie łzami i tulenie do siebie garderoby po zmarłym może wywołać chorobę, a nawet śmierć. Zarówno zwyczaj opłakiwania, jak i wszelkie zakazy dotyczące tych praktyk miały ułatwić nieśmiertelnej duszy spokojne odejście w zaświaty i zapewnić jej wiekuisty spokój. Ostatnie pożegnanie Trzeciego dnia po zgonie następowała chwila ostatecznego pożegnania ze zmarłym. Żałobnicy podchodzili do trumny by po raz ostatni spojrzeć na bliską osobę. Trumnę zamykali mężczyźni niespokrewnieni z nieboszczykiem, po czym zabijano ją drewnianymi kołkami i wynoszono z domu, zawsze nogami do przodu, aby zmarły nie powracał i nie straszył. Z tego samego powodu przewracano stołki, na których stała trumna. Na progu domostwa, przy bramie, na granicy posiadłości układano ostre narzędzia i nad ich ostrzem przenoszono trumnę, symbolicznie odcinając zmarłemu drogę powrotu. Nad każdym przekraczanym progiem stukano trumną w futrynę, niekiedy kreślono nią znak krzyża. Trzykrotnie stukano też we wrota i drzwi kuźni, by zmarły mógł pożegnać się ze swoim domostwem. Czynność ta była też magicznym sposobem na zapobieganie wszelkim nieszczęściom i chorobom, które w następstwie śmierci mogły przez długi czas spotykać domowników i gospodarstwo. Kiedy kondukt żałobny ruszał na cmentarz, o koła wozu rozbijano naczynie w wodą, w której myto nieboszczyka i trzykrotnie wstrzymywano konie na znak żałoby i pożegnania. Do ciągnięcia karawanu nigdy nie wykorzystywano koni należących do zmarłego gospodarza. Nie zaprzęgano też klaczy i krów. Wiejskie kondukty żałobne zatrzymywały się zwykle na rozstajach dróg, przy krzyżach przydrożnych, kapliczkach lub innych miejscach granicznych. Obyczaj nakazywał, by mieszkańcy wsi przynajmniej do tych miejsc odprowadzali zmarłego współziomka. We współczesnej symbolice kościelnej do dziś funkcjonują niektóre relikty tradycyjnych praktyk pogrzebowych sięgające zamierzchłych czasów. Jedną z nich jest sypanie garści ziemi na trumnę, najpierw przez kapłana, a później przez innych żałobników. Według powszechnie znanych wierzeń ludowych jest to chwila, gdy dusza unosi się nad trumną i odlatuje w zaświaty. W tym momencie zmarły traci wszelki kontakt ze swatem doczesnym. Jego ciało łączy się z ziemią, która powoli obraca go w proch. Ostatnim aktem uroczystości pogrzebowych była stypa. Zebranych przy stole gości podejmowano wódką i rozmaitymi potrawami, których rodzaj i liczba zależały od tradycji domowej i regionalnej oraz od zasobności danej rodziny. Pierwsze krople alkoholu zawsze należało strzasnąć na podłogę. Była to ofiara składana zmarłemu. Wśród innych zwyczajów karmienia dusz, celebrowanych zwłaszcza w północnej części naszego kraju, można jeszcze wymienić pozostawianie nieuporządkowanych stołów po zakończeniu stypy oraz wynoszenie resztek potraw na rozstaje dróg. Oprac. Joanna Radziewicz Literatura: Ogrodowska B.: Polskie tradycje i obyczaje rodzinne. Warszawa: Sport i Turystyka - Muza, 2008. Sawicka Z., Gos Ł.: Śmierć i pogrzeb w tradycji ludowej. Dokument dostępny w Word Wide Web: Seremet S.: Ludowe zwyczaje pośmiertne. Kultura Pogrzebu 2004 nr 2, Żurawski B.: Ludowe zwiastuny śmierci i złe wróżby. Wiedza i życie 1999 nr 11. Zadrożyńska-Barącz A.: Światy, zaświaty – o tradycji świętowań w Polsce. Warszawa: „Twój Styl”, 2002.
przesądy śmierć w sobotę